wtorek, 21 lutego 2017

W oczekiwaniu na ciepełko czyli wiosenna pielęgnacja skóry

Hej :)

Wiosna zbliża się do nas wielkimi krokami. Może jeszcze jej nie widać, ale ja już czuję lekką wiosenną ekscytację patrząc za okno na powoli i mozolnie rozpuszczający się na mojej trawie śnieg.

Przedwiośnie sprawia, że wiele osób pragnie zrobić porządek w przestrzeni wokół siebie (o czym wkrótce). A dla mnie jest to bodziec do tego, aby zadbać o skórę i ciało i przygotować je na nadejście cieplejszych miesięcy. W tym roku postanowiłam zwrócić szczególną uwagę na odpowiednie nawilżenie skóry, zarówno od środka, jak i od zewnątrz. To, jak dbam o siebie w kuchni opiszę innym razem, natomiast dziś chciałam opowiedzieć o tym, co zamierzam zrobić dla mojej skóry w ciągu najbliższego czasu.




Skóra po zimie może być lekko (lub nawet bardziej niż lekko) przesuszona, poszarzała, po prostu zmęczona. Zimne powietrze zimowe i ciepłe, suche powietrze we wnętrzach nie sprzyjają naszej cerze, a zmniejszony dostęp do świeżych warzyw i owoców również nie pomaga utrzymać nawilżenia i zdrowego wyglądu skóry. Problemem jest również zbyt mała ilość wody dostarczana od wewnątrz. Gdy jest zimno nie mamy bowiem ochoty na picie wody, a pragnienie zaspokajamy kawą lub czarną herbatą, które doprowadzają do jeszcze większego odwodnienia.


W sezonie wiosennym stawiam zatem na systematyczne oczyszczanie, nawilżanie i odżywianie.



1. Oczyszczanie i złuszczanie

Aby miały szansę zadziałać kosmetyki bogate w substancje odżywcze, w pierwszej kolejności musimy im umożliwić działanie. Dlatego warto jest pozbyć się zniszczonych komórek. Ja polecam najprostszy na świecie domowy peeling z miodu i soli. Jeśli macie jednak delikatną cerę, to warto peelingi fizyczne zastąpić delikatniejszym peelingiem enzymatycznym.



2. Odżywianie i nawilżanie

W tym roku stawiam na witaminę C, kwas hialuronowy i oleje. Zaczynam powoli odczuwać, że skóra po trzydziestce nie zawsze już wygląda tak dobrze i świeżo, jak to było dziesięć lat wcześniej (choć czas i tak traktuje mnie trochę ulgowo:)). Witamina C w moim serum ma zatem przede wszystkim dotlenić skórę i przywrócić ładny koloryt, kwas hialuronowy ma ją nawilżyć, a oleje zatrzymać tę wilgoć w naskórku.

Szukam jeszcze jakiegoś kremu na noc, takiego, który będzie bardziej bogaty w składniki odżywcze, bo skoro regeneracja nocą przebiega bardziej intensywnie, to warto z tego skorzystać. Ale jeśli nie będzie mi się chciało szukać to pozostanę przy olejku do twarzy, który już mam.




3. Pielęgnacja ciała

Do ciała z całego serca polecam oczyszczanie szczotką na sucho. Moim zdaniem to najlepsze, co możemy sobie dać spośród prostych domowych zabiegów. Wystarczy trochę systematyczności, a na pewno szybko pojawią się efekty. Z powodu braku czasu trochę zaniedbałam moją szczotkę, ale już do niej powracam:)

Kolejnym krokiem będzie peeling całego ciała wykonywany raz w tygodniu (chociaż to będzie raczej w ramach moich "czwartkowych rytuałów", bo już sam codzienny masaż szczotką ładnie złuszcza naskórek).

Ostatni krok w mojej wiosennej pielęgnacji ciała to olejek i niebawem wrócę pewnie do oleju kokosowego, bo jest on trochę lżejszy i szybciej się wchłania niż ten, który stosuję obecnie.



4. Systematyczność!

Oczywiście bez tego kroku niewiele możemy zdziałać w życiu, a zatem systematyczność, systematyczność i jeszcze raz... jednym słowem dyscyplina. A że dyscyplina ćwiczy ducha, to możemy sobie w taki bardzo przyjemny sposób poćwiczyć smarując się czymś ładnie pachnącym i już nic tylko czekać na słońce i ciepło.




wtorek, 19 kwietnia 2016

BeGLOSSY kwiecień 2016 czyli wiosenna energia

Dziś dotarło do mnie kwietniowe pudełko Beglossy. Z zewnątrz klasyczna bladoróżowa wersja pudełka, środek też delikatnie nawiązuje do tego wiosennego różu.


Dziewczyny z Beglossy zachęcają do tego, aby wykorzystać nową wiosenną energię i dzięki niej dobrze przygotować się do lata.


W środku znajdziemy pięć produktów, z czego cztery są pełnowymiarowe.


Pierwszy z produktów to hydrożelowe płatki pod oczy z ekstraktem z pereł. Mają one wygładzać i rozświetlać skórę pod oczami, redukować obrzęki i cienie pod oczami. Czyli wszystko to, czego moje oczy potrzebują.


Kolejnym pełnowymiarowym produktem jest maska do twarzy Masque Creme Fraiche z Nuxe Paris. Już po 10 minutowym użyciu skóra ma być wypoczęta, świeża i elastyczna.Moja skóra zdecydowanie potrzebuje wypoczynku. Zresztą nie tylko skóra. Tylko nie wiem, czy maseczka do twarzy poradzi sobie z moim zmęczeniem;)


Paletka cieni z Catrice w kolorze Frosen Yoghurt w delikatych różowo-wrzosowych barwach wygląda ciekawie. Nie miałam jeszcze cieni z Catrice, dlatego jestem bardzo ciekawa ich trwałości. Takie lawendowo-wrzosowe kolory dodają ładnego blasku białkom oczu, więc cienie też wpisują się w pomoc dla zmęczonej cery. Czy wszystkie jesteśmy takie zmęczone tej wiosny? Może to tylko ja mam takie skojarzenia.


Złota tubka ze zdjęcia poniżej to miniaturowa wersja szamponu do włosów -417 Catharsis. Jest to szampon witaminowy oparty na naturalnych składnikach aktywnych.


Ostatni produkt to pełnowymiarowa wersja balsamu do ciała Argan z Cece of Sweden. Według producenta nawilża, regeneruje, wzmacnia, działa przeciwstarzeniowo. Mi akurat trafił się balsam, w innych wersjach pudełka pojawia się zamiast niego masło do ciała. Chyba z masła byłabym bardziej zadowolona.


To już wszystkie produkty, które znalazły się w kwietniowym pudełku Beglossy. Jakie są moje pierwsze wrażenia? Hmm, nie jest źle. Z szamponu, maski i paletki bardzo się cieszę. Balsam do ciała ma trochę dziwny zapach i sama raczej nie chciałabym go kupić. Zatem niby jest dobrze, ale chyba zrezygnuję z "pudełkowego" sposobu na zakup kosmetyków i wrócę do tradycyjnego, samodzielnego wybierania. No chyba, że pojawi się jeszcze jakieś interesujące pudełko. W najbliższym czasie na pewno zastanowię się jeszcze nad "Naturalnie z pudełka", bo żadne z pięciu naturalnych kupionych przeze mnie pudełek mnie nie rozczarowało. Wręcz przeciwnie poznałam dzięki nim kilku moich ulubieńców, do których na pewno będę wracać. A Beglossy musi się chyba troszeczkę bardziej postarać, chociaż nie jest tak źle.


czwartek, 14 kwietnia 2016

Pielęgnacja skóry po trzydziestce - Tonizacja skóry



Po przekroczeniu magicznej granicy trzydziestu lat nie zauważyłam właściwie żadnych znaczących zmian na mojej skórze. Ta okropna "30" straszy nas z opakowań wielu produktów kosmetycznych, przypomina o tym, że się starzejemy. Prawda jest jednak taka, że tempo starzenia się skóry jest bardzo zróżnicowane, a efekty mijającego czasu możemy dostrzec zarówno dużo później, jak i niestety wcześniej niż po skończeniu trzydziestego roku życia. Dziś chciałabym wspomnieć o jednym z ważnych etapów pielęgnacji, jakim jest tonizacja skóry.

Ten etap pielęgnacji bywa często bagatelizowany, a jest on bardzo ważny niezależnie od tego jaki typ cery posiadamy i w jakim jesteśmy wieku. Tonizacja ma bowiem za zadanie przywrócenie skórze jej naturalnego pH, a dzięki temu pomoc w utrzymaniu odpowiedniego funkcjonowania jej bariery ochronnej. Otóż odczyn skóry jest kwasowy i jedynie taki gwarantuje jej skuteczną ochronę przed negatywnym wpływem czynników atmosferycznych, ale też przed grzybami, bakteriami i wirusami. Tonik, oprócz przywrócenia odpowiedniego pH skórze, również ją odświeża, oczyszcza, dezynfekuje, ale też pielęgnuje. I to pielęgnujące działanie chyba nie jest zbytnio doceniane.




Ja przynajmniej nie doceniałam go jeszcze nie tak dawno. Wydawało mi się, że tonik to jedynie uzupełnienie oczyszczającego działania produktów do mycia twarzy i w ten właśnie sposób z niego korzystałam. A czasami wręcz pomijałam ten krok.


Od kiedy jednak naprawdę zwróciłam uwagę na to, co mojej skórze może dać tonizowanie, nie mogę uwierzyć jak bardzo się zmieniła. No oczywiście nie ma co oczekiwać cudów, od produktów, które często są na skórze tylko przez chwilę, no ale jakieś tam zmiany są.


Najbardziej chyba ostatnio doceniam te nawilżające produkty. Moja cera, mimo że mieszana, bardzo lubi się przesuszać i takie delikatne, nawilżające, wręcz kojące toniki wpływają na nią bardzo dobrze. Oprócz nawilżenia, natychmiastowym efektem ubocznym jest w moim przypadku łagodzenie skóry. Po umyciu twarzy żelem (czy jakimkolwiek innym produktem) i spłukaniu wodą wprost nie mogę się doczekać, kiedy zaaplikuję na twarz i szyję obfitą ilość toniku. Zazwyczaj nawet nie wycieram nadmiaru wacikiem, lecz czekam, aż produkt sam się wchłonie. Tonik z Pure Skin Food stosuję przeważnie rano, bo ma piękny odświeżający zapach. Vianek za to niesamowicie nawilża, ale niestety nie ma tak przyjemnego atomizera, jak Pure Skin Food.


Zamiast toników czasami używam też hydrolatów. Ten z SoBioEtic zmiękcza i wygładza, a hydrolat oczarowy ładnie reguluje wydzielanie sebum. Nie stosuję go zbyt często i raczej nie będzie się on nadawał do cery suchej.


A gdy potrzebuję dodatkowego załagodzenia i ukojenia skóry zamiast toników (lub dodatkowo) stosuję wodę termalną Uriage, która też świetnie radzi sobie z nawilżeniem skóry i ma niesamowite właściwości łagodzące.


A jakie toniki są najbardziej odpowiednie dla Was?
Pozdrawiam!

sobota, 9 kwietnia 2016

Ulubieńcy kosmetyczni zimy 2015/2016

Wiosna już jakiś czas temu do nas zawitała, zarówno kalendarzowo jak i, całe szczęście, pogodowo, dlatego już chyba najwyższa pora na małe podsumowanie zimowych miesięcy. Trochę rozprasza mnie patrzący na mnie zza okna dzięcioł (chyba to jest dzięcioł), ale mam nadzieję, że mimo to uda mi się przedstawić te najważniejsze dla mnie w ciągu ostatniego czasu produkty kosmetyczne. Sama uwielbiam czytać takie podsumowania, bo jest to doskonała okazja, aby zapoznać się ciekawymi produktami, na które sama nie zwracałam wcześniej uwagi lub, wręcz przeciwnie, odkrycie, że niektórzy spośród ulubieńców przypadli do gustu nie tylko mi.


Nigdy nie myślałam, że jednym z moich ulubionych kosmetyków będzie mydło do rąk. A pierwszym wielkim ulubieńcem jest właśnie mydełko Yope o zapachu wanilii z cynamonem. I to był dla mnie produkt idealny, przyjemny w użytkowaniu, pięknie pachnący, wydajny i na dodatek o dobrym naturalnym składzie. Dodatek allantoiny i gliceryny to akurat dla mnie plus w przypadku płynu do rąk stosowanego w okresie zimowym. Na pewno do tego mydełka jeszcze wrócę, gdy tylko zużyję obecne zapasy. Może zdecyduję się na wypróbowanie innego zapachu.


Drugim produktem, związanym z tym powyższym, jest peeling do rąk. Naturalny peeling do rąk o zapachu maliny wyprodukowany przez Nacomi idealnie doprowadzał moje dłonie do porządku w tym trudnym dla nich zimowym okresie. Nie mogę nie wspomnieć o urzekającym zapachu. Może nie jest to zapach takich świeżych malin prosto z krzaka, ale mi kojarzy się z czekoladkami z nadzieniem malinowym, więc też dobrze. Peeling to połączenie drobinek cukru z odżywczą mocą olejków i masła shea. Po jego użyciu na dłoniach pozostaje gruby film, dlatego ja stosowałam go co kilka dni przed samym spaniem. Co ciekawe zarówno mydło Yope, jak i peeling Nacomi poznałam dzięki ich obecności w Naturalnie z Pudełka. I nie są to jedyne produkty z tych pudełek, które przypadły mi do gustu, dlatego zastanawiam się nad ponowną subskrypcją.


Kolejnym ulubieńcem jest produkt do włosów, a dokładnie ocet malinowy z Yves Rocher. Jest to płukanka octowa, która według producenta powinna wydobywać naturalny połysk włosów. I dokładnie to ten produkt robi. Włosy stają się mięciutkie, gładkie i niesamowicie błyszczące. Tak samo działa u mnie ocet jabłkowy, ale stosowanie tej płukanki jest na pewno dużo przyjemniejsze ze względu na jej zapach.


 


Spośród produktów do twarzy i ust moim ulubieńcem stała się pomadka peelingująca do ust Sylveco. To, co jak zawsze zachwyca mnie w kosmetykach od pierwszego użycia to piękny zapach, w tym przypadku marcepanowy. W przypadku tej pomadki słodki jest również jej smak (bo przecież w jej składzie znajdziemy brązowy cukier trzcinowy). Pomadka rzeczywiście złuszcza, wygładza i regeneruje usta. Uwaga, bo nie jest to raczej produkt dla wegan, ponieważ zawiera w swoim składzie wosk pszczeli i lanolinę. Mi lanolina niecałe dwa lata temu prawie uratowała życie, dlatego akurat na nią nie narzekam, bo w pewnych przypadkach okazuje się wybawieniem (mamy, które karmiły piersią na pewno dobrze mnie rozumieją:)).


Ostatnim ulubieńcem nie jest kosmetyk, lecz produkt spożywczy. Aczkolwiek stosowałam go głównie w celach kosmetycznych. Moim zimowym ulubieńcem kosmetycznym jest bowiem olej kokosowy. Olej kokosowy przewija się w mojej pielęgnacji już od dłuższego czasu. Zdarza się, że moja skóra potrzebuje od niego odpocząć, ale tym razem akurat sprawował się bardzo dobrze. Stosowałam go głównie do pielęgnacji ciała, wzmacniania rozciągającej się skóry, nawilżania stóp i dłoni, a od czasu do czasu również twarzy. Zdarzało mu się też lądować na moich włosach. Nadaje się również do buzi, brzuszków i pupek dziecięcych. Na pewno nie każdemu pasuje ten olej, ale polecam przynajmniej go wypróbować.


Jak zatem widzicie wśród moich kosmetycznych ulubieńców zimy występują w tym roku same produkty pielęgnacyjne. Nie ma tu kolorówki, bo i mój makijażowy zimowy zestaw był niezwykle ubogi. Nie miałam za bardzo głowy do tworzenia wyszukanych makijaży, a mój codzienny niezbędnik składał się w 95% przypadków z tuszu do rzęs i kremów bb lub podkładów. Był to jednak dla mnie szczególny czas i większą przyjemność sprawiała mi w tym przypadku pielęgnacja, a nie upiększanie.

Pozdrowienia:)
D.

wtorek, 29 marca 2016

ShinyBox Marzec 2016


Hej hej!

Chciałam Wam dziś przedstawić zawartość marcowego pudełka ShinyBox. Tym razem pudełko o nazwie "Słodki marzec", chociaż za bardzo nie wiem skąd taka nazwa, bo ja tu nic słodkiego, a tym bardziej czekoladowego nie widzę. Jest to moje pierwsze pudełko od ShinyBox. Do tej pory korzystałam tylko z oferty Naturalnie z Pudełka, którym jestem zachwycona. Tu jednak nie jest już tak świetnie, choć może trafiłam na gorszy miesiąc.


Zawartość pudełka prezentuje się tak, jak na zdjęciu powyżej. Od razu widać, że opakowania produktów są dość duże, ale ciężar pudełka stanowią w zasadzie szampon i żel pod prysznic.


Pierwszy produkt, który zresztą bardzo mnie zainteresował to balsam do włosów z portugalskiej zielonej glinki Labrayon Laboratoires. Balsam podobno regeneruje włosy i ułatwia rozczesywanie. Dla moich przesuszonych, rozjaśnionych końcówek wszelkich odżywek do włosów nigdy za wiele.


Kolejnym produktem jest olej arganowy firmy BioOleo. Opakowanie jest całkiem interesujące, ponieważ olej jest zamknięty w buteleczce z rollerem. Olej arganowy akurat służy mojej skórze, więc na pewno się przyda. Z tego, co wiem, to ten kosmetyk w pudełku pojawia się w kilku wersjach.


Mała buteleczka powyżej to perfumy. Jest to mały flakonik o pojemności 22 ml, idealny do torebki. Zapach jest bardzo przyjemny, ale są to perfumy "inspirowane zapachem La vie est belle"... Zatem są to podróbki innego zapachu? Hmm... Nie są zbyt trwałe, ale nie oczekuję tego po perfumach, które kosztują 12 zł. Do perfum mamy jeszcze dołączoną ulotkę z rabatem na kolejny zakup.


Następnym prezentem od ShinyBox jest hipoalergiczny żel pod prysznic Biały Jeleń. Ja akurat markę Biały Jeleń lubię i od pewnego czasu w naszym domu zawsze mamy jakieś mydełko tej firmy.


Kolejnym produktem jest szampon wzmacniający Timotei wzbogacony olejkiem arganowym.


I ostatni już produkt marki Glov, czyli rękawica do demakijażu w wersji mini. Jedna taka już wisi u mnie w łazience i całkiem dobrze się sprawuje, zatem jest to kolejna rzecz z tego pudełka, która na pewno mi się przyda. Jest to ciekawy gadżet kosmetyczny, bo demakijaż wykonujemy tu tylko przy pomocy wody. Na początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, ale okazało się, że to rzeczywiście działa.

Na początku posta napisałam, że nie jestem tym pudełkiem zachwycona, ale po przemyśleniu muszę napisać, że nie jest tak źle. Większość produktów na pewno będę używać. Niektóre z nich już znam, inne chętnie wypróbuję. Mam nadzieję, że szampon i balsam sprawdzą się na moich włosach. A czy jeszcze się skuszę na kolejne ShinyBox? Muszę się zastanowić.

czwartek, 24 marca 2016

Dzień dobry i wiosenne zakupy w Rossmannie :)

Witam serdecznie wszystkich, którzy pojawią się na tym blogu. Nie wiem, jak to dokładnie wszystko będzie tutaj wyglądało w przyszłości, ale dziś mam przyjemność rozpocząć tego bloga jakże miłymi zakupami w Rossmannie.




Weszłam do sklepu oczywiście po pieluchy i inne dzieciowe rzeczy, a ostatecznie nie starczyło mi środków na pieluchy. Ale za to zrobiłam sobie trochę małych przyjemności. Oto one:



Bibułki matujące Theatric. Już dawno nie używałam bibułek matujących, a ostatnio moja cera lubi się odrobinę świecić. Za 50 sztuk w opakowaniu zapłacimy 5,99 w promocji.
Hydrożelowe płatki pod oczy to coś co od dawna chciałam wypróbować. Te moje to Hydrożelowe płatki pod oczy na bazie ekstraktu z czerwonego wina z Efektima Instytut. Oprócz ekstraktu z czerwonego wina zawierają kwas hialuronowy, witaminy E, C i B3, wyciąg z nasion czerwonych winogron, proteiny soi i ekstrakt z alg i kosztują 3,99 zł, czyli taniej o złotówkę niż w cenie regularnej.



Z  produktów do ciała kupiłam pięknie pachnący antyperspirant w kulce AA (cena to 6,69 zł) oraz Isana Peeling pod prysznic z solą z Morza Martwego za jedyne 3,99 w promocji, ale normalna cena też nie jest wysoka. Szykuję się już też do zakupu samej soli z Morza Martwego do kąpieli, ale to dopiero po przeprowadzce, bo na razie nie mam wanny. Czekam na tę wannę z niecierpliwością...



Następną porcję produktów stanowią kosmetyki kolorowe. Po pierwsze przepięknie wiosenny lakier Miracle Gel Sally Hansen w kolorze 380 Malibu Peach. Chyba wyląduje na moich paznokciach podczas zbliżających się świąt. Kolejne dwa produkty to kredki do oczu Lovely Wild & Free Kajal Blue oraz Nude Eye Pencil. Ceny to kolejno: za lakier 26,99 zł (8 zł mniej niż w cenie regularnej) i kredki 10,29 i 6,29 zł (i to są chyba ceny regularne).



Kolejny produkt to również przeceniony Ultranawilżający balsam do ust Carmex. Ten mój jest bezbarwny i chyba jest to produkt wycofywany, a kosztował 8,09 zł. Do tego wzięłam delikatne chusteczki do demakijażu Venus, tak tylko, żeby mieć je na wszelki wypadek przy sobie w torebce. Cena chusteczek to 2,99 zł za małe opakowanie 15 sztuk.


I ostatnie już produkty. Arganowy Koncentrat Brązujący Bielenda wzięłam z ciekawości i dlatego, że był w promocji za 18,99 zł. Można go stosować bezpośrednio na skórę lub łączyć ze swoim kremem używanym na codzień, więc jestem bardzo ciekawa, jak to będzie działać. Natomiast serum Perfecta Odnowa Genów Młodości Sleep-Secret Serum Nocna Mikrodermabrazja z kwasem migdałowym i glikolowym kupiłam w zasadzie przez pomyłkę, szukając czegoś innego. No ale skoro już jest to trudno - wypróbuję. Koszt serum to 22,99 zł.

I to już wszystko, aczkolwiek widziałam jeszcze kilka produktów, na które na razie nie starczyło mi gotówki w portfelu, ale na pewno niebawem po nie wrócę. No bo przecież te pieluchy muszę kupić;)

Pozdrawiam ciepło!
Dorota