wtorek, 19 kwietnia 2016

BeGLOSSY kwiecień 2016 czyli wiosenna energia

Dziś dotarło do mnie kwietniowe pudełko Beglossy. Z zewnątrz klasyczna bladoróżowa wersja pudełka, środek też delikatnie nawiązuje do tego wiosennego różu.


Dziewczyny z Beglossy zachęcają do tego, aby wykorzystać nową wiosenną energię i dzięki niej dobrze przygotować się do lata.


W środku znajdziemy pięć produktów, z czego cztery są pełnowymiarowe.


Pierwszy z produktów to hydrożelowe płatki pod oczy z ekstraktem z pereł. Mają one wygładzać i rozświetlać skórę pod oczami, redukować obrzęki i cienie pod oczami. Czyli wszystko to, czego moje oczy potrzebują.


Kolejnym pełnowymiarowym produktem jest maska do twarzy Masque Creme Fraiche z Nuxe Paris. Już po 10 minutowym użyciu skóra ma być wypoczęta, świeża i elastyczna.Moja skóra zdecydowanie potrzebuje wypoczynku. Zresztą nie tylko skóra. Tylko nie wiem, czy maseczka do twarzy poradzi sobie z moim zmęczeniem;)


Paletka cieni z Catrice w kolorze Frosen Yoghurt w delikatych różowo-wrzosowych barwach wygląda ciekawie. Nie miałam jeszcze cieni z Catrice, dlatego jestem bardzo ciekawa ich trwałości. Takie lawendowo-wrzosowe kolory dodają ładnego blasku białkom oczu, więc cienie też wpisują się w pomoc dla zmęczonej cery. Czy wszystkie jesteśmy takie zmęczone tej wiosny? Może to tylko ja mam takie skojarzenia.


Złota tubka ze zdjęcia poniżej to miniaturowa wersja szamponu do włosów -417 Catharsis. Jest to szampon witaminowy oparty na naturalnych składnikach aktywnych.


Ostatni produkt to pełnowymiarowa wersja balsamu do ciała Argan z Cece of Sweden. Według producenta nawilża, regeneruje, wzmacnia, działa przeciwstarzeniowo. Mi akurat trafił się balsam, w innych wersjach pudełka pojawia się zamiast niego masło do ciała. Chyba z masła byłabym bardziej zadowolona.


To już wszystkie produkty, które znalazły się w kwietniowym pudełku Beglossy. Jakie są moje pierwsze wrażenia? Hmm, nie jest źle. Z szamponu, maski i paletki bardzo się cieszę. Balsam do ciała ma trochę dziwny zapach i sama raczej nie chciałabym go kupić. Zatem niby jest dobrze, ale chyba zrezygnuję z "pudełkowego" sposobu na zakup kosmetyków i wrócę do tradycyjnego, samodzielnego wybierania. No chyba, że pojawi się jeszcze jakieś interesujące pudełko. W najbliższym czasie na pewno zastanowię się jeszcze nad "Naturalnie z pudełka", bo żadne z pięciu naturalnych kupionych przeze mnie pudełek mnie nie rozczarowało. Wręcz przeciwnie poznałam dzięki nim kilku moich ulubieńców, do których na pewno będę wracać. A Beglossy musi się chyba troszeczkę bardziej postarać, chociaż nie jest tak źle.


czwartek, 14 kwietnia 2016

Pielęgnacja skóry po trzydziestce - Tonizacja skóry



Po przekroczeniu magicznej granicy trzydziestu lat nie zauważyłam właściwie żadnych znaczących zmian na mojej skórze. Ta okropna "30" straszy nas z opakowań wielu produktów kosmetycznych, przypomina o tym, że się starzejemy. Prawda jest jednak taka, że tempo starzenia się skóry jest bardzo zróżnicowane, a efekty mijającego czasu możemy dostrzec zarówno dużo później, jak i niestety wcześniej niż po skończeniu trzydziestego roku życia. Dziś chciałabym wspomnieć o jednym z ważnych etapów pielęgnacji, jakim jest tonizacja skóry.

Ten etap pielęgnacji bywa często bagatelizowany, a jest on bardzo ważny niezależnie od tego jaki typ cery posiadamy i w jakim jesteśmy wieku. Tonizacja ma bowiem za zadanie przywrócenie skórze jej naturalnego pH, a dzięki temu pomoc w utrzymaniu odpowiedniego funkcjonowania jej bariery ochronnej. Otóż odczyn skóry jest kwasowy i jedynie taki gwarantuje jej skuteczną ochronę przed negatywnym wpływem czynników atmosferycznych, ale też przed grzybami, bakteriami i wirusami. Tonik, oprócz przywrócenia odpowiedniego pH skórze, również ją odświeża, oczyszcza, dezynfekuje, ale też pielęgnuje. I to pielęgnujące działanie chyba nie jest zbytnio doceniane.




Ja przynajmniej nie doceniałam go jeszcze nie tak dawno. Wydawało mi się, że tonik to jedynie uzupełnienie oczyszczającego działania produktów do mycia twarzy i w ten właśnie sposób z niego korzystałam. A czasami wręcz pomijałam ten krok.


Od kiedy jednak naprawdę zwróciłam uwagę na to, co mojej skórze może dać tonizowanie, nie mogę uwierzyć jak bardzo się zmieniła. No oczywiście nie ma co oczekiwać cudów, od produktów, które często są na skórze tylko przez chwilę, no ale jakieś tam zmiany są.


Najbardziej chyba ostatnio doceniam te nawilżające produkty. Moja cera, mimo że mieszana, bardzo lubi się przesuszać i takie delikatne, nawilżające, wręcz kojące toniki wpływają na nią bardzo dobrze. Oprócz nawilżenia, natychmiastowym efektem ubocznym jest w moim przypadku łagodzenie skóry. Po umyciu twarzy żelem (czy jakimkolwiek innym produktem) i spłukaniu wodą wprost nie mogę się doczekać, kiedy zaaplikuję na twarz i szyję obfitą ilość toniku. Zazwyczaj nawet nie wycieram nadmiaru wacikiem, lecz czekam, aż produkt sam się wchłonie. Tonik z Pure Skin Food stosuję przeważnie rano, bo ma piękny odświeżający zapach. Vianek za to niesamowicie nawilża, ale niestety nie ma tak przyjemnego atomizera, jak Pure Skin Food.


Zamiast toników czasami używam też hydrolatów. Ten z SoBioEtic zmiękcza i wygładza, a hydrolat oczarowy ładnie reguluje wydzielanie sebum. Nie stosuję go zbyt często i raczej nie będzie się on nadawał do cery suchej.


A gdy potrzebuję dodatkowego załagodzenia i ukojenia skóry zamiast toników (lub dodatkowo) stosuję wodę termalną Uriage, która też świetnie radzi sobie z nawilżeniem skóry i ma niesamowite właściwości łagodzące.


A jakie toniki są najbardziej odpowiednie dla Was?
Pozdrawiam!

sobota, 9 kwietnia 2016

Ulubieńcy kosmetyczni zimy 2015/2016

Wiosna już jakiś czas temu do nas zawitała, zarówno kalendarzowo jak i, całe szczęście, pogodowo, dlatego już chyba najwyższa pora na małe podsumowanie zimowych miesięcy. Trochę rozprasza mnie patrzący na mnie zza okna dzięcioł (chyba to jest dzięcioł), ale mam nadzieję, że mimo to uda mi się przedstawić te najważniejsze dla mnie w ciągu ostatniego czasu produkty kosmetyczne. Sama uwielbiam czytać takie podsumowania, bo jest to doskonała okazja, aby zapoznać się ciekawymi produktami, na które sama nie zwracałam wcześniej uwagi lub, wręcz przeciwnie, odkrycie, że niektórzy spośród ulubieńców przypadli do gustu nie tylko mi.


Nigdy nie myślałam, że jednym z moich ulubionych kosmetyków będzie mydło do rąk. A pierwszym wielkim ulubieńcem jest właśnie mydełko Yope o zapachu wanilii z cynamonem. I to był dla mnie produkt idealny, przyjemny w użytkowaniu, pięknie pachnący, wydajny i na dodatek o dobrym naturalnym składzie. Dodatek allantoiny i gliceryny to akurat dla mnie plus w przypadku płynu do rąk stosowanego w okresie zimowym. Na pewno do tego mydełka jeszcze wrócę, gdy tylko zużyję obecne zapasy. Może zdecyduję się na wypróbowanie innego zapachu.


Drugim produktem, związanym z tym powyższym, jest peeling do rąk. Naturalny peeling do rąk o zapachu maliny wyprodukowany przez Nacomi idealnie doprowadzał moje dłonie do porządku w tym trudnym dla nich zimowym okresie. Nie mogę nie wspomnieć o urzekającym zapachu. Może nie jest to zapach takich świeżych malin prosto z krzaka, ale mi kojarzy się z czekoladkami z nadzieniem malinowym, więc też dobrze. Peeling to połączenie drobinek cukru z odżywczą mocą olejków i masła shea. Po jego użyciu na dłoniach pozostaje gruby film, dlatego ja stosowałam go co kilka dni przed samym spaniem. Co ciekawe zarówno mydło Yope, jak i peeling Nacomi poznałam dzięki ich obecności w Naturalnie z Pudełka. I nie są to jedyne produkty z tych pudełek, które przypadły mi do gustu, dlatego zastanawiam się nad ponowną subskrypcją.


Kolejnym ulubieńcem jest produkt do włosów, a dokładnie ocet malinowy z Yves Rocher. Jest to płukanka octowa, która według producenta powinna wydobywać naturalny połysk włosów. I dokładnie to ten produkt robi. Włosy stają się mięciutkie, gładkie i niesamowicie błyszczące. Tak samo działa u mnie ocet jabłkowy, ale stosowanie tej płukanki jest na pewno dużo przyjemniejsze ze względu na jej zapach.


 


Spośród produktów do twarzy i ust moim ulubieńcem stała się pomadka peelingująca do ust Sylveco. To, co jak zawsze zachwyca mnie w kosmetykach od pierwszego użycia to piękny zapach, w tym przypadku marcepanowy. W przypadku tej pomadki słodki jest również jej smak (bo przecież w jej składzie znajdziemy brązowy cukier trzcinowy). Pomadka rzeczywiście złuszcza, wygładza i regeneruje usta. Uwaga, bo nie jest to raczej produkt dla wegan, ponieważ zawiera w swoim składzie wosk pszczeli i lanolinę. Mi lanolina niecałe dwa lata temu prawie uratowała życie, dlatego akurat na nią nie narzekam, bo w pewnych przypadkach okazuje się wybawieniem (mamy, które karmiły piersią na pewno dobrze mnie rozumieją:)).


Ostatnim ulubieńcem nie jest kosmetyk, lecz produkt spożywczy. Aczkolwiek stosowałam go głównie w celach kosmetycznych. Moim zimowym ulubieńcem kosmetycznym jest bowiem olej kokosowy. Olej kokosowy przewija się w mojej pielęgnacji już od dłuższego czasu. Zdarza się, że moja skóra potrzebuje od niego odpocząć, ale tym razem akurat sprawował się bardzo dobrze. Stosowałam go głównie do pielęgnacji ciała, wzmacniania rozciągającej się skóry, nawilżania stóp i dłoni, a od czasu do czasu również twarzy. Zdarzało mu się też lądować na moich włosach. Nadaje się również do buzi, brzuszków i pupek dziecięcych. Na pewno nie każdemu pasuje ten olej, ale polecam przynajmniej go wypróbować.


Jak zatem widzicie wśród moich kosmetycznych ulubieńców zimy występują w tym roku same produkty pielęgnacyjne. Nie ma tu kolorówki, bo i mój makijażowy zimowy zestaw był niezwykle ubogi. Nie miałam za bardzo głowy do tworzenia wyszukanych makijaży, a mój codzienny niezbędnik składał się w 95% przypadków z tuszu do rzęs i kremów bb lub podkładów. Był to jednak dla mnie szczególny czas i większą przyjemność sprawiała mi w tym przypadku pielęgnacja, a nie upiększanie.

Pozdrowienia:)
D.